Czy wiecie jak może wyglądać reforma szkolnictwa? Że może być poprzedzona latami dyskusji i przygotowań? Że wszelkie zmiany mogą być poprzedzone konsekwentnie zrealizowanymi badaniami? Że da się wypracować konsensus dla zmian – ponad politycznymi przepychankami?To brzmi jak scenariusz z kosmosu, a przecież tak wyglądała i nadal wygląda praca nad szkolnictwem w Finlandii. My przyzwyczajeni jesteśmy do szybkich, nieprzemyślanych reform, pisanych na kolanie ustaw, antagonizowania uczniów, nauczycieli, rodziców, atakowaniu związków zawodowych. Niestety. Jest jednak nadzieja na zmiany. Wzięłam dziś udział w spotkaniu i debacie organizowanej przez Okręg Małopolski Związku Nauczycielstwa Polskiego pod tytułem „Czy edukacja jest najważniejsza?” – i była to pierwsza z serii tego typu debat.
Rozmawialiśmy o przeładowanych programach, konieczności dania nauczycielom większej autonomii, ale i zadbaniu o potrzeby uczniów, wspieraniu ich. Bo niemądre jest też załamywanie rąk i narzekanie, że dzieci i młodzież nie są tacy jak my te dwadzieścia lat temu. Nie są – ale także dlatego, że zmienia się świat. I musimy dać temu i następnym pokoleniom narzędzia, by lepiej się w nim odnajdywały. Polska szkoła potrzebuje zmian: dla uczniów i uczennic, dla nauczycielek i nauczycieli, dla rodziców, dla całej społeczności szkolnej – wszystkich osób tam zatrudnionych. To nie tylko kwestia podwyżek wynagrodzeń dla nauczycieli (choć to jest sprawa pilna i naprawdę ważna), ale również kwestia relacji nauczycieli z uczniami, współpracy uczących z rodzicami, wsparcia dzieci i młodzieży, zadbania o ich potrzeby (a nie tylko oceny, bo to nie one powinny być najważniejsze). Te wszystkie wątki pojawiały się w dyskusji wraz z refleksją, że wprowadzenie zmian będzie trwać, ale ważne jest to, by cały ten proces odbywał się spokojnie i konsekwentnie, na bazie dialogu, by szkoła nie była ofiarą politycznych interesów i rozgrywek.